„Taniec gór żywych”, czyli: czasem przychodzi taki piękny dzień…

… że człowiek schodzi z Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem i jeszcze zaczarowany pięknymi widokami słyszy, że zaczęły mu się spełniać marzenia.

Ale może od początku… Nie zawsze piszę – często tańczę. I nie zawsze piszę tylko opowiadania i recenzje. Lubię dłuższe formy, więc spod mojego pióra wychodziły także powieści (dotąd niepublikowane). We wrześniu 2019 wydawnictwo Genius Creations ogłosiło konkurs na powieść zatytułowany „Fantastyczni Słowianie”.

Czasu nie było dużo, a w pierwszym odruchu pomyślałam, że od słowiańskiej fantastyki jestem za daleko, by w ogóle marzyć o napisaniu czegoś, za co nie będę się wstydzić. A potem w głowie narodziło się pytanie: czy mieszkańcy Podhala to Słowianie…?

Odpowiedź brzmiała: to trochę skomplikowane. Kulturę Podhala kształtowały przecież różne czynniki od specyficznych warunków życiowych zaczynając. I to była doskonała odpowiedź! Otwierała drzwi do eksplorowania tematu, splatania różnych wątków i szukania wytrychów pozwalających wykraść elementy pogańskiego świata, by umieścić je w Tatrach. A takich wytrychów było sporo, bo kultura góralska długo broniła się przed rezygnacją z tak zwanych „zabobonów”.

W ekspresowym tempie, do którego aż wstyd się przyznawać publicznie (bo wyjdzie, że książka napisana na kolanie), napisała mi się (naprawdę! sama z siebie!) powieść. Powieść wykorzystująca barwną kulturę Podhala, przepiękne, tatrzańskie klimaty i podlewająca to wszystko solidną dawką fantastyki i drugiej mojej pasji – tańca.

Tak powstał „Taniec gór żywych”*, który w konkursie zajął drugie miejsce spośród 26 nadesłanych prac i tym samym zakwalifikował się do wydania.

Te dobre wieści doścignęły mnie kilka tygodni temu, gdy zeszłam z Przełęczy pod Chłopkiem, a w myślach już zbierałam się na kolejny dzień i Kozie Wierchy.

Trzymajcie kciuki – jeśli wszystko pójdzie sprawnie, za rok zabiorę Was w powieściową podróż po magii Tatr. Między przemierzających regle dziadów borowych, uwięzione w Mylnej potwory, szalejące nad górami wietrzyce i na grzbiet uśpionego wołosowego żmija, którego znacie pod imieniem góry Wołoszyn.

Podziękowania

Przy okazji chciałam też serdecznie podziękować zwartej grupie moich znajomych, którzy mimo swoich zajęć i obowiązków w ekspresowym tempie sczytali moją powieść i podzielili się niezwykle pomocnymi uwagami (a potem znosili moje stresy i nadzieje). Cudownie jest mieć takie wsparcie.


* tytuł roboczy

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *