Wojciech Fusek, Jerzy Porębski, „Lekarze w górach. Bohaterowie drugiego planu”, Wydawnictwo Agora, 2020
Po książce „Lekarze w górach” Wojciecha Fuska i Jerzego Porębskiego obiecywałam sobie bardzo wiele. Walka o życie i zdrowie ludzi wystawionych na ekstremalne warunki to temat fascynujący, a często sprowadzony tylko do tych najbardziej medialnych akcji ratunkowych czy tragedii. Tego „drugiego planu”, który zawarty jest w podtytule książki, zawsze mi brakowało. Bliższego poznania sylwetek lekarzy, kulisów ich pracy w tych spokojniejszych chwilach, ich przemyśleń, podejścia do tematu, pasji, która popchnęła ich akurat w góry… Sporo tego dostałam, ale nie tyle, ile bym oczekiwała.
Początek jest obiecujący – autorzy bez ostrzeżenia rzucają nas na stoki Czo Oju i każą obserwować walkę o życie Marka Roslana – lekarza… Walkę o jego życie, jego własnymi i jego kolegów rękami. Kolejne rozdziały stają się po tym wstępie pewnym oddechem. Autorzy opisują historię zdobywania gór wysokich, stopniowego poznawania zagrożeń, pojmowania wpływu wysokości (niepojmowalnej dłużej niż można by się spodziewać), wreszcie rozwoju ratownictwa – dostępnego sprzętu, metod itd. Jest to zwięzła opowieść, ale czytelnik powinien znaleźć w niej dla siebie trochę ciekawostek.
Podobnie jest w dalszej części. Choć o roli karawan wyprawowych w życiu mieszkańców wiosek w Nepalu czy Pakistanie można przeczytać w biografiach wielu himalaistów, to książka „Lekarze w górach” doskonale rozwija ten wątek. Kładzie nacisk na niedostępność lekarzy w tym regionie i wagę obecności medyka na wyprawie. Prezentuje wiele ciekawych historii i anegdot – czasem budujących, czasem bardzo smutnych. Te fragmenty, opatrzone komentarzami samych lekarzy będących członkami wypraw, miały dla mnie dużą wartość. Podobnie jak odsłonięcie roli lekarzy pozostających w bazie w trakcie gdy ich koledzy się wspinają lub gdy wszyscy razem oczekują na poprawę pogody. Opowieść o roli autorytetu, o wsparciu psychologicznym, o wadze relacji oraz przygotowania wspinaczy na trudności poszerza zdecydowanie perspektywę.
Z czasem jednak narracja książki przyspiesza i zdaje się znów pozostawiać lekarzy nieco w cieniu. Bardzo ciekawe fragmenty opowiadające na przykład o apteczkach zabieranych przez himalaistów (i wyzwaniach towarzyszących ich przygotowaniu) przytłoczone są anegdotami o przypadłościach zdrowotnych poszczególnych sław polskiego himalaizmu oraz opisami tragedii. Nie ma w tym nic dziwnego – przecież to tematy jak najbardziej związane z medycyną i górami – jest natomiast niedosyt. Historie te są bowiem jak żywcem wyjęte z książek biograficznych dotyczących czy to Wielickiego, czy Rutkiewicz czy Kukuczki i wbrew oczekiwaniom bardzo skąpo (jeśli w ogóle) poszerzone o perspektywę lekarską. Czytelnik, który wgłębiał się już w życiorysy polskich himalaistów dostanie powtórkę z anegdot – Wanda, co nie chciała wyników badań, Krzysztof i jego gorset ortopedyczny, duch spotkany przez Pustelnika itd. itp. Przewijają się i mniej znane historie (często nie mniej fascynujące), a także opisy niesamowitych akcji ratunkowych ubarwione wspomnieniami lekarzy, na które w innych książkach brakło miejsca, ale jest ich mniej niż spodziewałam się w takiej książce.
Świat naukowy, który w rozwoju medycyny i ratownictwa górskiego ma przecież istotne znaczenie, potraktowany jest bardzo pobieżnie. Poza sławnymi badaniami Oswalda Oelza, z których znów poznajemy głównie znaną już anegdotę o arytmii, wątek naukowy de facto podejmowany jest raz. Autorzy wspominają pobieżnie o kontrowersjach dotyczących astenii i profesorze Rynie szeroko z tę hipotezę krytykowanym. Nie dają jednak czytelnikowi za dużo wglądu w temat, unikając wchodzenia w szczegóły naukowych konfliktów.
W efekcie więc książka „Lekarze w górach” jest kolejną lekką, niemalże sensacyjną pozycją w górskiej literaturze. Czy to źle? Nie – zapewne dla wielu czytelników będzie fascynująca. Mnie zresztą wciągnęła od pierwszych stron. Tylko na koniec pozostawiła z niedosytem. Dlaczego? Bo oczekiwałam właśnie czegoś cięższego. Nawet nudniejszego, czemu nie? Jeśli w zamian za to miałabym dostać potężny zastrzyk wiedzy, której nie mogłam znaleźć w innych książkach, byłabym na to w pełni otwarta. Autorzy wybrali jednak inną drogę.
Na końcu książki zalecają czytać ją powoli, bo „wymaga aklimatyzacji”. Mi aklimatyzacja w postaci innej literatury górskiej zaszkodziła – sprawiła, że zbyt obszerne fragmenty „Lekarzy w górach” były dla mnie powtórką. Mimo wszystko zachęcam do zajrzenia – nawet dla tych kilku rozdziałów czy kilkudziesięciu wypowiedzi lekarzy, których nie znajdzie się gdzie indziej.