Magda Lassota, „W cieniu Everestu”, Wydawnictwo SQN, 2020
W sezonie 2021 roku Nepal wydał pozwolenia dla przeszło 400 wspinaczy na działalność na Mt. Everest (stan na 30 kwietnia 2021). Mimo pandemii Covid-19, mimo planów ograniczenia liczby wydawanych pozwoleń, mimo kontrowersji, jakie budzi masowa turystyka na najwyższy szczyt świata, ponownie setki wspinaczy miały podjąć wyzwanie.
W 2019 roku, kiedy to Magda Lassota stanęła w bazie pod Everestem (EBC – Everest Base Camp), tłum był niewiele mniejszy. Z tego roku pochodzą sławne zdjęcia kolejki pod szczytem, które wywołały ostre dyskusje, oburzenie i oczywiście agresywne komentarze wielu osób. Ludzie zachodzili w głowę. Po co się tam pchać?!
A w tym czasie Magda Lassota szukała odpowiedzi właśnie na to pytanie…
Założenie książki „W cieniu Everestu” było proste i trudne zarazem. Proste, bo formuła mogłaby się zdawać znana i ograna. Pojechać między ludzi i rozmawiać z nimi – pytać o ich motywacje, poznawać historie, szukać różnic i tych wspólnych mianowników, które sprowadziły ich pod Everest. Do tego środowisko, w które autorka zamierzała wejść, pełne jest osobistości nie stroniących od rozgłosu, żeby nie powiedzieć reklamy. Doskonałe otoczenie do stworzenia barwnej opowieści. Tylko jeśli do równania dodamy astronomiczne koszty, wysokość pięciu i pół tysiąca metrów nad poziomem morza, stres, ambicje, deprymujące oczekiwanie, lęk przed ośmieszeniem, niechęć do pokazywania własnych słabości i zwyczajnie… obowiązki wobec sponsorów czy rodzimych dziennikarzy, to całe przedsięwzięcie robi się bardzo skomplikowane.
Magda Lassota chętnie pisze o wszystkich trudnościach, jakim musiała stawić czoła, by zrealizować swój projekt. Książka zaczyna się bardzo osobistym wyznaniem i ten osobisty duch pozostanie w niej w zasadzie do końca. Przeżywamy z autorką jej lęki, wahania, fascynacje i sukcesy.
Z początku jest to niezbędne – trudno oczekiwać bogatych relacji na temat dopiero co poznanych ludzi, wiele jest za to do napisania o emocjach towarzyszących przygotowaniom i pierwszym dniom w bazie. Zresztą fragmenty te stanowią dużą wartość książki. W końcu, ile by się nie mówiło, że na Everest może wejść każdy, że wystarczy zapłacić i że to w zasadzie jak kupowanie wakacyjnej wycieczki, to nigdy nie odda prawdy. W Himalajach wszystko staje się w pewien sposób ekstremalne i „W cieniu Everestu” dobrze to pokazuje. Z jednej strony hotel i opieka Szerpów, z drugiej przeloty, do których trzeba mieć sporo mocnych nerwów i ciężkie trekkingi. Z jednej strony w pełni wyposażona baza, z drugiej strach przed lawinami i nieustanny pomruk lodowca.
W miarę lektury coraz bardziej wyczekiwałam, kiedy historia zmieni swój środek ciężkości. Bo choć czytelnik zaczął poznawać przebywających w bazie ludzi (i w niektórych przypadkach ich historie są opisane dość szczegółowo), to cień autorki nieustannie rzutował na ten obraz. Moim zdaniem zabrakło miejsca na pełne oddanie głosu wspinaczom, a znalazło się go za dużo na wyjaśnienie relacji, sympatii lub nie, na przemyślenia autorki, przygotowania do wywiadów, trudności z robieniem zdjęć itd. Czy to obiektywnie złe? Nie. W końcu to jak i z kim nawiązujemy kontakt też coś o nas mówi. Było to jednak dla mnie z lekka rozczarowujące, zwłaszcza w zderzeniu z zapowiedziami książki. Teraz, dłuższy czas po lekturze, pamiętam emocje autorki, związane ze śmiercią kogoś, z kim nawiązała więź, ale kim ten człowiek był i kim był ten, kto ją wówczas pocieszał kojarzę jak przez mgłę. Lepiej pamiętam wejście autorki na Lobuche East (oczywiście, warte wspomnienia, bo to część everestowych przygotowań) niż to, kim był prowadzący ją Szerpa albo człowiek, który sprawiał jej w tej wspinaczce problemy.
Plusem książki jest fakt, że skupiona na życiu bazy, a nie na marzeniu o szczycie, Magda Lassota, zawarła znajomości z lekarzami, z kucharzami itd. Osobami, które zwykle pozostają poza kadrem, gdy przychodzi do sukcesów, a nawet rzadko są wymieniane z imienia, gdy dzieją się tragedie. Fragmenty ich dotyczące zapisały się w mojej pamięci jako najciekawsze i niejednokrotnie najbardziej zaskakujące. Do tego wartym docenienia jest fakt, że autorka sporo miejsca poświęciła przewodnikom i szefom agencji, którzy wprawdzie w ostatnim roku zyskali trochę „czasu antenowego”, ale wciąż w świadomości ludzi często zlewają się w jedną „masę”. Organizacyjna strona życia EBC – od spraw przyziemnych jak śmieci i toalety po kwestie takie jak Internet czy rozstrzał w wygodach, jakie można sobie tam zapewnić (za odpowiednie pieniądze) – to w ogóle samograj. Opisane realia są tak kosmiczne, że dla nich samych warto sięgnąć po lekturę.
„W cieniu Everestu” to więc książka w znacznej mierze skupiona na emocjonalnych relacjach i wrażeniach z bazy, które przyćmiewają niestety historie i psychikę ludzi wybierających się na najwyższy szczyt świata. Momentami było w niej dla mnie trochę za dużo autorki, która, choć zasługuje na szacunek za zadanie, którego się podjęła, nie była dla mnie aż tak fascynującą osobą, żebym chciała nieustannie jej towarzyszyć. Nie chcę tu zabrzmieć, jakbym zarzucała Magdzie Lassocie jakąś autoreklamę czy egocentryzm. Absolutnie nie. Podejrzewam, że książka nabrała takiego kształtu, gdyż dwa miesiące wśród zestresowanych, skupionych na sobie ludzi to mogło być za mało, by ich, mówiąc brzydko „zanalizować”: sprawić, by się otworzyli, zebrać dość dużo historii, by pozwoliły na głębsze wnioski itd. Może potrzeba by kolejnych wyjazdów, może autorka musiałaby stać się takim „stałym obrazkiem” w bazie, by ludzie poczuli potrzebę zwierzeń? Tu przecież jednak stoją na przeszkodzie koszty, olbrzymie poświęcenie czasu itd. Itp.
Dlatego myślę, że Magda Lassota wyciągnęła z materiału, który dostała, ile tylko mogła. I to wystarczyło, by stworzyć ciekawą książkę, ale chyba nie do końca by spełnić oczekiwania zbudowane zapowiedziami. Czuć, że potencjał był na więcej. Na koniec dodam jeszcze, że choć „W cieniu Everestu” nie zawsze oddaje tyle głosu wspinaczom czy Szerpom, ile byłoby warto, to dużo mówią ich twarze ujęte na zdjęciach. Jestem laikiem, nie podejmę się więc jakiejś technicznej oceny zamieszczonych w książce portretów, ale zachęcam do poświęcenia im uwagi. Na mnie zrobiły wrażenie.