Antoni Kroh, „Sklep potrzeb kulturalnych po remoncie”, Wydawnictwo MG, 2013
Żeby dobrze wyjaśnić, czym jest książka „Sklep potrzeb kulturalnych” („po remoncie” oznacza poprawione, rozwinięte wydanie, więc w dalszej części będę ten dopisek pomijać) trzeba poświęcić najpierw słowo jej autorowi. Antoni Kroh buduje ją bowiem na wątkach autobiograficznych, swobodnie mieszając obszerną wiedzę z własnymi doświadczeniami. Ten urodzony w Warszawie etnograf, pracownik Muzeum Tatrzańskiego, przez kilka lat w dzieciństwie żył i uczył się w Bukowinie Tatrzańskiej. Nic wielkiego? Niejeden człowiek wychowywał się w miejscu innym niż miejsce urodzenia? Oczywiście. To doświadczenie dało jednak Antoniemu Krohowi szczególną perspektywę człowieka spoza Podhala i górala jednocześnie. I to zarówno człowieka dorosłego, jak i dziecka, które mierzy się z wyzwaniem wejścia w nowe, odmienne otoczenie.
Fragmenty opowiadające o latach nauki autora w Bukowinie Tatrzańskiej były dla mnie najbardziej fascynującą częścią książki. Lekko i z humorem opisuje on mieszkańców podtatrzańskiej wsi, która w latach pięćdziesiątych nie miała wiele wspólnego z obecnie modnym miejscem wakacyjnym. Prezentuje dziecięcą perspektywę na lokalne obyczaje, nie rezygnując jednak z komentarza człowieka dojrzałego i wykształconego. Doskonale śledzi się jego perypetie – próby zrozumienia gwary, nasiąkanie kulturą, zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością, wreszcie wtapianie się w otoczenie (jak chociażby zachowanie wobec „Panów” z miasta). Realia PRL-owskiej szkoły góralskiej budzą czasem zdumienie, często uśmiech, w niczym na pewno nie przypominają ani realiów wielkich miast, ani romantycznych wyobrażeń o ludzie Podhala.
Z tymi wyobrażeniami zresztą autor często się w swojej książce rozprawia. Bierze na warsztat kolejne mity i stereotypy, celnie wybierając to, co przeciętnemu turyście jawi się jako „góralskie” i rozkłada na czynniki pierwsze. W zwięzłych rozdziałach porusza tematy większości „symboli” góralszczyzny – ubioru, haftu, tańca zbójnickiego, malunku, gawędy… Odsłania ich pochodzenie, zmiany, które zachodziły w czasie i ich przyczyny. Skutecznie wskazuje, co faktycznie pod górami wyrosło, a co stało się efektem świadomego kształtowania kultury „pod turystów” i na potrzeby stworzenia symbolu narodowego. Bo i ten wątek – tożsamości narodowej górali – jest w książce rozwijany. Antoni Kroh bynajmniej nie próbuje odrzeć wszystkiego z romantyzmu i uroku. Z jego tekstów bije wielka sympatia do opisywanych zjawisk i ludzi. Z dużą wrażliwością opowiada on o góralskich artystach – tych mniej znanych, a wartych uwagi, a także tych, którzy zapisali się w powszechnej pamięci – praktycznej, góralskiej mentalności czy zderzeniach oczekiwań „ceprów” z tym, co góralski świat miał do zaoferowania.
Choć większość książki utrzymana jest w lekkim tonie, przewijają się w niej także bolesne tematy. Bardzo wartościowym wątkiem jest opowieść o Łemkowszczyźnie i śladach po ludziach tam niegdyś żyjących. Ponownie jednak nie jest to zwykła, sucha relacja, lecz zbiór opowieści, rozmów, wyjątków z ludzkich wspomnień. Antoni Kroh, mimo poważnego tematu i tu wplata anegdoty i odrobinę humoru.
Relatywnie najmniej wciągające były dla mnie wątki dotyczące pracy autora w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem i te autotematyczne – dotyczące samego powstawania książki, jej wydania i odbioru. Choć okoliczności, w jakich autor podejmował pracę czyta się interesująco, z czasem historia zdaje się być trochę rozwleczona i przeładowana anegdotami o relacjach w zespole, żartach i tym podobnych. Być może jest to „smaczek”, który ucieszy czytelnika związanego ze środowiskiem naukowym czy muzealnym.
Te drobne minusy nie zmieniają jednak faktu, że „Sklep potrzeb kulturalnych” całym sercem polecam. Otwiera oczy i daje nową perspektywę na wiele zjawisk, które każdemu turyście rzucają się w oczy. Pomaga lepiej zrozumieć pewnego rodzaju „przedstawienie”, które dzieje się na zakopiańskich ulicach czy w knajpach. Nie tylko jego naturę, ale i przyczynę powstania i to, jakie potrzeby zaspokaja. „Sklep potrzeb kulturalnych” to książka spokojna, o płynnej, swobodnej narracji. Nie ma tu może sportowych wyczynów czy heroicznych akcji ratunkowych, jest za to baczne spojrzenie na ludzi, ich zwyczaje i historię. I zwyczajnie duża przyjemność z lektury.