Maciej Krupa, „Kroniki zakopiańskie”, Wydawnictwo Czarne, 2015
„Opowieści? Szkice historyczne? Gawędy? Eseje?” – tak zidentyfikować formę „Kronik Zakopiańskich” próbuje na ich tylnej okładce pisarz i etnograf Antoni Kroh. Wbrew temu, co mógłby sugerować tytuł, w książce Macieja Krupy czytelnik nie znajdzie bowiem surowego, chronologicznego opisu historii Zakopanego, a teksty znacznie lżejsze. Co nie oznacza, że powinien czuć się zawiedziony. Wręcz przeciwnie!
Każdy rozdział „Kronik zakopiańskich” otwiera konkretna data, jest ona jednak tylko środkiem ciężkości, wokół którego koncentrują się opisane wydarzenia. Autor śmiało sięga do czasów wcześniejszych i późniejszych względem opisywanej historii, by stworzyć możliwie pełny obraz. Najpierw przedstawia czytelnikowi ślady XVII- i XVIII-wiecznej historii Zakopanego, by szybko przenieść go w XIX wiek i konsekwentnie prowadzić aż do 1938 roku. Ten gwałtowny przeskok odrobinę mnie rozczarował, bo chętnie poznałabym więcej opowieści z wczesnych początków „zimowej stolicy Polski”, podejrzewam jednak, że można go zrzucić na karb ograniczonej dostępności źródeł z tamtych okresów. Na szczęście dalsza część sprawia, że można zapomnieć o brakach. Każdy rozdział „Kronik zakopiańskich” jest w zasadzie niezależną historią. Opisaną zwięźle, ale z polotem i dbałością o wiarygodność historyczną. Autor wybiera różnorodne tematy i bohaterów dla swoich opowieści, zgrabnie wplata cytaty (czasem wykorzystujące góralską gwarę) i odwołania do źródeł. Całości dopełniają piękne, archiwalne zdjęcia, którymi opatrzone są rozdziały.
Ta mieszanina przystępnej formy z historyczną wiedzą sprawia, że książka staje się doskonałą kopalnią ciekawostek. Zarówno dla czytelnika, który interesował się wcześniej historią Zakopanego, jak i dla kogoś, kto dopiero zaczyna eksplorować ten temat. Na jej kartach przewijają się i postaci „niezbędne” w każdej opowieści o tym mieście – Witkiewiczowie, Sabała, ksiądz Stolarczyk, doktor Chałubiński – i te, których obecności niekoniecznie można by się spodziewać – jak Lenin, Joseph Conrad czy Franz Kafka. Dzięki temu czytelnik dostaje szeroki wybór perspektyw i punktów odniesienia – od salonów zakopiańskiej bohemy, przez górskie wyprawy czy walkę o ochronę przyrody po ruchy i realia polityczne. Rozczarować może się ten, kto będzie szukał tutaj obrazów „szarej” codzienności. Zakopane w tej książce jawi się tak barwne, że aż momentami nierealne. Jakby niczego, co się w nim działo nie można było nazwać „zwyczajnym”.
Taka formuła ma oczywiście swoje mankamenty. Chwilami przeskoki między tematyką są bardzo odległe i można nabrać wrażenia, że autor zgubił wątek albo wprowadził go, zaczynając od środka. Dla czytelnika, który próbuje sobie poukładać po kolei wszystkie fakty i stworzyć spójny obraz może to być utrudnieniem. Poważne tematy swobodnie przeplatają się z luźnymi anegdotami, co również stwarza wrażenie nierówności poszczególnych fragmentów i bywa męczące. Warto jednak nie dać się zniechęcić. Wnikliwy czytelnik, poza myślą przewodnią każdej opowieści, na pewno znajdzie jakieś „smaczki” specjalnie dla siebie.
Dla mnie dodatkową zaletą „Kronik zakopiańskich” był wyczuwalny entuzjazm bijący z kart książki. Autor skutecznie zaraża swoją pasją i dzieli się wiedzą bez zadęcia czy rzucania czytelnikowi erudycyjnych kłód pod nogi. Dzięki temu może trafić do bardzo zróżnicowanej grupy odbiorców. Jeśli postawił sobie za zadanie: zaciekawić, to moim zdaniem wywiązuje się z niego śpiewająco. Polecam na pewno każdemu, kto chce poznać lepiej Zakopane, ale nie ma czasu na wczytywanie się w szczegółowe materiały historyczne. A dla tego, kto ów czas (i chęć) ma, będzie to na pewno przyjemny przerywnik.