„Strach przed deszczem” to pierwsze opowiadanie ze świata gór Tyyine (których przedsmak mieliście okazję poczuć w „Zasłużyć na szczyty”). To też moje pierwsze opowiadanie opublikowane przez Esensję, dlatego pełen tekst znajdziecie pod tym adresem:
https://esensja.pl/tworczosc/opowiadania/tekst.html?id=21190
Towarzyszą mu ilustracje Andrzeja Diaczuka, ale ja chciałam pokazać Wam jeszcze jedną. Taką wizję sceny w Wężowych Grotach zaprezentował Juliusz „Gerrd” Strzelecki:
Jeśli chcecie poznać więcej jego prac, zajrzyjcie koniecznie na:
https://www.deviantart.com/gerrd
Sam pomysł na tekst i świat (który ostatecznie zaowocował kilkoma opowiadaniami, szkicem powieści i zaowocuje na pewno kolejnymi) zaczął się od jednego, krótkiego akapitu, który przeleżał w szufladzie chyba pół roku:
W naszej krainie są dwa żywioły – woda i ziemia – nagie skały chłostane deszczami. Zimnymi strugami, których tak się w dzieciństwie bałem.
Matka powtarzała, że deszcz to łzy kobiety płaczącej nad synem, który popełnia błędy i przynosi wstyd rodzinie. W górach Tyyine nikt nie płacze – tylko niebo – więc wiedziałem, że nie kłamała. Ilekroć podjąłem złą decyzję, stchórzyłem czy odwróciłem myśli ku złemu, padało. Czarne chmury zasnuwały niebo, rozpierały się na graniach i zasłaniały górskie żleby oraz wąskie, niewygodne przełęcze, którymi wędrowaliśmy.
Wówczas ojciec mnie karał. Stawałem na wietrze i zimnie, odarty z odzieży. Bił mnie tak długo, jak długo nie zaczynałem wołać o litość. Więc za każdym kolejnym razem coraz dłużej. Później bił mnie póki nie straciłem przytomności, bo już nie błagałem, by przestał. Zacząłem walczyć, lecz przegrywałem. Aż wreszcie pierwszy raz go pokonałem. Niebo się wówczas rozpogodziło i widziałem, że matka, góry i duchy są ze mnie dumni. Ojciec powoli wstał z ziemi i po raz pierwszy mnie uścisnął. Tak miało być zawsze w plemieniu – syn musiał być w stanie pokonać ojca, byśmy z każdym kolejnym pokoleniem stawali się silniejsi. Chociaż tę prawdę poznałem później. Jako dziecko nie przebywałem ze swoim ludem. Każda rodzina, w której wychowywał się syn, wędrowała sama – miała swoje ulewy łez i swoje kary. Dopiero gdy była gotowa, powracała do Gniazda.
Z początku wydawało mi się, że lepiej nie brnąć w taki dziwny, trochę odstręczający obyczajami świat. On sam zaczął się jednak w mojej głowie rozbudowywać. Na swój sposób obcy czytelnikowi – zarówno zasadami w nim panującymi, jak i sposobem myślenia bohaterów. Granica między fantastyką a realizmem jest w nim płynna. Dla żyjących w Tyyine ludzi każdy aspekt rzeczywistości przesycony jest wolą gór i tajemniczych duchów. Dotyczy to też często zjawisk dla czytelnika zupełnie przyziemnych. To wspólna wizja reguł rządzących surowym światem jest budulcem spajającym społeczność. To ona wymusza określone praktyki, wykoślawia czasem wręcz logikę. Bywa przyczyną heroizmu, ale także i wymówką. Bo choć dalecy czytelnikowi i trudni do utożsamienia się, bohaterowie z gór Tyyine to też ludzie. Czasem szczerze oddani, a czasem cynicznie wykorzystujący wspólne zasady do własnych celów.
Góry też są tutaj bohaterem. Nawet jeśli manifestują swoją wolę głównie przez przekonania i działania ludzi, to nie pozostają bierną areną wydarzeń. Treścią tego, jak i innych opowiadań z cyklu Tyyine jest więc także poznanie ich tajemnic – ognistego serca, czujnego spojrzenia oczami gwiazd…
Zapraszam Was serdecznie w tę podróż.
Ten fragment jest mroczny i jak dla mnie przynajmniej, niesłychanie sugestywny. Prawdziwy w takim sensie, że wierzę w ten świat i na chwilę zawieszam moją wiedzę socjologiczną, psychologiczną, antropologiczną i inne niepotrzebne 😉 Syn zabija ojca – toż to mit w najczystszej postaci. Góry Tyyine jako kraina mityczna? Czemu nie. Wtedy cała opowieść jest mitem.
Dzięki serdeczne za przeczytanie i opinię 🙂
Tyyine jako mit? Jak najbardziej! Czemu nie. Choć raz odpłynęłam trochę i pozwoliłam temu mitowi wystawić pazurki w zderzeniu z, powiedzmy, „współczesnością”… Tak eksperymentalnie. Może kiedyś i to opowiadanie się tu pojawi.